Tytuł: Korona
Tytuł oryginału: The Crown
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 304
|
Korona oznacza władzę i bogactwo. Piękny pałac, wytworne jedzenie i drogie suknie wprawiające nie jedną dziewczynę w zachwyt. To podziw ze strony ludu, obietnica zapisania na kartach historii. Ale czym tak naprawdę jest korona? Wielką odpowiedzialnością. Brakiem prywatnego życia. I decyzjami. Życiowymi wyborami, raz na zawsze pieczętującymi los...
Eadlyn Schreave jest dziedziczką tronu w Illei. A teraz musi jeszcze doprowadzić własne Eliminacje do końca. Ale jeszcze nie jest gotowa dokonać ostatecznego wyboru, który zaważy na jej przyszłości. Problem w tym, że wcale nie chce wychodzić za mąż, a żaden z kandydatów do tej pory nie wydawał się jej idealny. Ale serce Eadlyn nie zawsze jest posłuszne... Czas mija, a na księżniczce ciąży coraz większa presja. Jakiego wyboru dokona? Czy wreszcie odnajdzie szczęście?
„Może to nie pierwsze pocałunki powinny być takie szczególne, tylko ostatnie?”.
źródło |
Po przeczytaniu Następczyni byłam bardzo ciekawa ostatecznego wyboru Eadlyn. Z niecierpliwością wyczekiwałam premiery Korony, aby przekonać się, czy mojemu faworytowi uda się zdobyć serce przyszłej królowej Illei. Ale autorka zaskoczyła mnie rozwojem wydarzeń, bo nie był to wybór, którego można by się spodziewać po Eadlyn.
Lubię rzeczywistość wykreowaną przez Kierę Cass. Do cukierkowego świata dodała nieco dystopijnych klimatów i nutkę rywalizacji. Podobnie, jak we wszystkich poprzednich częściach cyklu z udziałem Ami. Ta książka jest tak urocza, jak tylko się da. Spędziłam wiele przyjemnych chwil w towarzystwie kandydatów na męża w świecie, w jakim pragnęłam się znaleźć jako dziecko.
Jeśli chodzi o bohaterów, to Eadlyn w dalszym ciągu nie należała do moich ulubieńców. Ale muszę przyznać, że zyskała w moich oczach, ponieważ wreszcie zaczęła iść za głosem własnego serca i zapragnęła szczęścia. Może jej ostateczny wybór nie do końca mnie usatysfakcjonował, ale jednak cieszy mnie to, że nie w chwili decyzji nie kierował nią wyłącznie przymus, ale także silne emocje.
W dalszym ciągu najbardziej lubiłam Kile'a. Nie zmieniło się to nawet przez chwilę. Był uroczy i zdolny do wielu poświęceń w imię istotniejszych celów. To dla mnie jedna z najlepszych postaci, jakie wykreowała autorka.
„Miłość. Podobnie jak w przypadku ubrań uważałam, że to coś, co nie będzie nigdy pasować identycznie na różne osoby. Nadał nie byłam pewna, co to słowo oznaczało dla mnie, ale wyczuwałam, że raczej prędzej, czy później będę umiała ją w pełni zdefiniować”.
Wątek romantyczny był jednym z najistotniejszych elementów. Jednak główna bohaterka wbrew pozorom nie paliła się do wybierania męża. Można nawet powiedzieć, że spokojnie mogłaby rządzić sama. Nie była w stanie uwierzyć, że przydarzy jej się miłość jak z bajki, jak w przypadku jej rodziców. Ale serce znalazło sposób, aby ją zaskoczyć. Zresztą nie tylko ją...
Podsumowując, Korona to tak słodki i uroczy finał serii, jak tylko się da. Kiera Cass do ostatniej chwili trzymała czytelnika w niepewności co do ostatecznego wyboru królewskiego małżonka. Jednak mogę czuć się usatysfakcjonowana pomimo pewnych zaskoczeń. Nie jest to żadne arcydzieło, ale oceniam ją jak najbardziej na plus. To jedna z tych lekkich i uroczych historii, które wciągają na długie godziny i które czyta się z wielką przyjemnością. Może podobała mi się nieco mniej niż Następczyni, ale to nie zmienia faktu, że zdecydowanie warto ją przeczytać. Polecam!
„Zakochanie się może oznaczać skok na głęboką wodę, w coś, czego się zawsze pragnęło. Albo zanurzenia ostrożnie palca w czymś, czego się obawiało przez całe życie”.
Mnie "Korona" niestety rozczarowała. Początek, ba nawet i środkowa część były w porządku, ale koniec był dla mnie taki... Hmmm... Wymuszony to dobre słowo. Dla mnie był to happy end wykreowany na siłę, a tekst Eadlyn "Tato! Tatusiu! Potrzebuję pomocy!" (nie jestem pewna czy co do słowa jest identycznie) rozbawił mnie do łez. Gdzie podziała się ta pewna siebie Eadlyn z "Następczyni"?
OdpowiedzUsuńKiera Cass zawiodła mnie tą pozycją, a szczególnie końcem, który streściła na 10 stronach...
Ale szanuje to, że Tobie się podobała 😊
Pozdrawiam!
Zaczytana Iadala
Ja tez odniosłam wrażenie, że końcówka była zbyt krótka :)
UsuńWstyd się przyznać, ale nie przeczytałam jeszcze ani jednego tomu z tej serii, chociaż od dawna jest na mojej liście do przeczytania. Może w wakacje uda się to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńTo wszystko jeszcze przed tobą :D
UsuńNie czytałam jeszcze nic z serii Selekcja, ale mam zamiar. Cieszę się, że ostatni tom trzymał poziom poprzednich i nie mogę się doczekać, kiedy sama będę mogła po niego sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńTo zachęcam do sięgnięcia po serię. To bardzo przyjemne i urocze książki :)
UsuńJestem chyba jedną z nielicznych osób, które nie czytały jeszcze "Korony"...ale muszę przyznać, że historia Eadlyn nie spodobała mi się tak bardzo jak historia Americi i Maxona :/ /Klaudia
OdpowiedzUsuńMnie także bardziej podobała się historia Ami :)
UsuńZgadzam się z Tobą w stu procentach. Zaskoczył mnie wybór Eadlyn, od samego początku stawiałam na kogoś innego i byłam pewna, źe wybierze właśnie jego! To był do bólu słodki finał serii, ale dobrze, że już finał - chyba nie wyrobiłabym jeszcze kilku tomów "Rywalek"!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na recenzję "Nowicjuszki"! pattbooks.blogspot.com
Żeby napisać kolejne, to chyba musiałyby być o wnukach Ami :D
UsuńJa wciąż czekam na lekturę tej historii. Nie mogę się doczekać, bo zakochałam się w tym jak to ujęłaś cukierkowym świecie. Choć wolałam czytać o losach Ami, to "Następczyni" także należała do książek jak najbardziej przyjemnych.
OdpowiedzUsuńAmi była zdecydowanie lepsza, a pozostałe dwie części czytałam przede wszystkim dla Kile'a :D
UsuńJa moją przygodę z tą serią postanowiłam zakończyć na "Jedynej". Jakoś nie mam ochoty na poznanie dalszych losów bohaterów. Ta historia zakończyła się idealnie.
OdpowiedzUsuńJa tam byłam bardzo ciekaw co dalej :)
UsuńJeju, dla mnie "Następczyni" była tak wielkim rozczarowaniem, Edlyn tak irytująca, że mało nie rzuciłam tą książką! Kile był spoko, ale niestety to nie on był głównym bohaterem. Po czymś takim po prostu boję się sięgnąć po "Koronę"!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, nie-poczytalna.blogspot.com
To ja "Koronę" czytałam przede wszystkim dla Kile'a :)
UsuńOsobiście Korona mnie rozczarowała, ale w pewnych aspektach podzielam twoje zdanie. Zdecydowanie pierwsze trzy tomy to dla mnie było wystarczając. :) I trochę się zawiodłam bo brakowało mi Ami :'(.
OdpowiedzUsuńhttp://zaczytan.blogspot.com/
Ami pojawiała się zdecydowanie rzadziej :(
UsuńJa jeszcze nie czytałam tej serii i przyznam, że na razie niezbyt mnie do niej ciągnie, mimo że tak wiele osób ją poleca. Może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się przekonasz :)
Usuń