Tytuł: Eden. Nowy początek
Tytuł oryginału: Finding Eden
Autor: Mia Sheridan
Wydawnictwo: Septem
Liczba stron: 287
|
Czasami dostajemy od życia wielki prezent. Drugą szansę, by zacząć wszystko od nowa i oddzielić grubą kreską niemiłą przeszłość. Można stać się kimś zupełnie innym, zmienić swoją przyszłość i odnaleźć szczęście. Ale czy można całkowicie wyrzucić z pamięci to, co było kiedyś? Zawsze będzie się gdzieś czaić w zakamarkach umysłu, wywołując koszmary...
Po wielkiej tragedii, jaka wydarzyła się w Akadii, Calder i Eden zostali rozdzieleni. Z czasem każde z nich próbuje nauczyć się żyć bez tego drugiego i znaleźć choć namiastkę szczęścia, które kiedyś dzielili. Rozwijają swoje talenty, próbują odzyskać utraconych bliskich. Jednak nic nie jest w stanie zapełnić pustki, jaką oboje odczuwają... A przynajmniej do czasu ich ponownego spotkania.
„Nie możemy oplatać serc goryczą, bo kiedyś może ona stać się częścią nas, wrosnąć w nas tak mocno, że nie będziemy potrafili się jej pozbyć. Sądzę, że powinniśmy skupić się na pięknie, które zostało nam dane w tym życiu i z niego uczynić coś, co stanowi o naszej istocie. Bo ludzie zgorzkniali wycieńczają samych siebie od środka, a w końcu niszczą wszystkich, którzy próbują ich kochać”.
źródło |
Pierwsza część tej historii nie wywarła na mnie zbyt wielkiego wrażenia, jednak po zakończeniu byłam ciekawa, jak potoczą się dalej losy Caldera i Eden. I już na samym początku muszę przyznać, że było nieco lepiej. Ta książka wywołała u mnie o wiele więcej emocji, niż jej poprzedniczka, szczególnie zakończenie, które było idealnym dopełnieniem opowieści.
Tym razem akcja powieści została przeniesiona do rzeczywistości, którą zna każdy z nas. Sekta stała się zaledwie wspomnieniem, które prześladowało bohaterów. Miała ogromny wpływ na ich świadomość i postrzeganie świata. Czytelnik miał szansę na powrót do początków tej grupy i okoliczności, w jakich została założona.
Jednak na pierwszy plan wysuwały się perypetie Caldera i Eden. Każde z nich próbowało zacząć od nowa i nauczyć się żyć bez tego drugiego. Oboje przez ten czas bardzo się zmienili. Była tylko jedna rzecz, która przetrwała nawet najcięższe próby – ich miłość.
„Nie piję po to, by zagłuszać. Piję, bo dzięki temu czuję wszystko jeszcze mocniej. Piję, żeby cierpieć”.
Kolejnym ważnym elementem był wątek romantyczny. Przede wszystkim na nim opierała się cała historia. To właśnie uczucia pomogły bohaterom zmierzyć się z traumą przeżytą w Akadii. Targało nimi mnóstwo emocji – tęsknota, rozpacz z powodu złamanego serca, czy w końcu radość z ponownego spotkania. Relacje pomiędzy Eden a Calderem stały się skomplikowane, ale już nie były aż tak burzliwe, jak w poprzednim tomie. Każde z nich stało się dojrzalsze. To samo można powiedzieć o miłości, którą pielęgnowali. Tutaj romans wydawał mi się mniej banalny niż w Narodzinach odwagi.
Podsumowując, Eden. Nowy początek to dobra kontynuacja cyklu. Nie jest może żadnym arcydziełem, ale spodobała mi się nieco bardziej niż poprzednia część i co najważniejsze – wywołała więcej emocji. Bohaterowie zmagali się z wieloma przeciwnościami, a w szczególności piętnem, jakie pozostawiły na nich wydarzenia z przeszłości. To przede wszystkim romans, ale porusza także temat sekty i jej wpływu na życie. Część z was zapewne odstrasza ten motyw, jednak jest on ciekawie przedstawiony przez autorkę. Myślę, że powinno spodobać się fanom tak zwanych trudnych miłości.
„Nasze serca oplata sieć rzeczy, które cenimy, których potrzebujemy, które sprawiają, że jesteśmy sobą. Ale może... może dopiero wtedy, gdy coś złamie nam serce, te rzeczy mogą trafić do wnętrza samej naszej istoty. Może dopiero wtedy potrafimy prawdziwie zrozumieć i ujrzeć cierpienie innych, bo sami go doświadczyliśmy. Bo za sprawą bólu staliśmy się lepsi, wrażliwsi. Może właśnie na tym polega prawdziwe miłosierdzie. Może właśnie taki jest sens istnienia bólu”.
Moja ocena: 8/10
Za możliwość powrotu do świata Eden i Caldera dziękuję Wydawnictwu Septem.
Autorkę znam ze sławnej już książki "Bez słów". Z wielką chęcią sięgnę po inną jej twórczość i powoli czaje się na właśnie tą.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
To ja mam wielką ochotą na "Bez słów". Mnóstwo osób ją chwali :)
UsuńNajpierw miałam ochotę na jej książki, ale potem mi przeszło. Okładki są o-krop-ne, musisz przyznać... Ale skoro ta powieść wzbudziła w Tobie o wiele więcej emocji, niż pierwszy tom, może się przekonam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam, u mnie recenzja "Gildii magów"!
Zgadzam się co do okładek :) Pierwszej części jest straszna, ale ta już nieco lepsza :)
Usuń"Calder" już przeczytany, więc jak tylko skończę "Kurację samobójców" Suzanne Young, to zabieram się za "Eden". :)
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam do mnie na najnowszą recenzję Awarii małżeńskiej (mam problemy z aktualizacją postów, które nie pokazują najnowszych recenzji, więc informuję, że jednak coś się pojawiło ;-)).
To u mnie wszystko pojawia się z opóźnieniem, gdy chcę przejrzeć nowe posty z blogów na bloggerze :) A jednak ta platforma potrafi zawieść...
UsuńFajnie, że ta część okazała się lepsza ^_^ Ja w ogóle nie mam zamiaru czytać tych książek, motyw sekty naprawdę mnie nie pociąga :P Nawet jeśli w tej części tej sekty już nie ma ;)
OdpowiedzUsuńCóż, mnie na początku tez niezbyt pociągała, ale ten motyw nie okazał się taki zły :)
UsuńJa i Mia Sheridan po jej Bez słów jakoś sobie nie przypadłyśmy do gustu, więc chyba podziękuję xd
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
https://toreador-nottoread.blogspot.com/
To mnie w dalszym ciągu kusi "Bez słów" :)
UsuńKojarzę "Bez słów" tej autorki, ale o tym cyklu nie wiedziałam. Będę musiała zabrać się za pierwszą część ;)
OdpowiedzUsuńświetnie :) To ja muszę zabrać się za "Bez słów" :)
Usuń