poniedziałek, 27 lutego 2017

[197] Making Faces - Amy Harmon

Czym jest prawdziwe piękno? Przyciągającą spojrzenia twarzą, zgrabnym ciałem, urokiem osobistym? A może chodzi o to, co znajduje się wewnątrz człowieka. Inteligencja. Błyskotliwość. Umiejętność dostrzeżenia dobra nawet tam, gdzie wydaje się, że go nie ma. Co jeśli jest nim artystyczna dusza? Albo złote serce zdolne wspomóc w potrzebie. Każdy człowiek postrzega piękno nieco inaczej. Czym ono jest dla Ciebie? 

Fern Taylor od zawsze podkochiwała się w Ambrosie Youngu – przystojnym i niezwykle zdolnym młodym zapaśniku z szansami na wielką karierę. Ale jako brzydkie kaczątko była dla niego zupełnie niewidzialna. A przynajmniej do czasu, gdy Ambrose razem z grupką przyjaciół wyruszył na misję do Iraku. Powrócił sam. Ranny i pokiereszowany psychicznie. Nawet to nie powstrzymało Fern przed próbą zbliżenia się do niego. Tylko jak można kochać kogoś, kto stracił wszelką nadzieję i sens istnienia? 

„Czasem trudno jest się pogodzić z tym, że nigdy nie będziemy kochani tak, jak byśmy tego chcieli”. 

Lubię twórczość Amy Harmon. Szczególnie po tak dobrych pozycjach, jak Prawo Mojżesza, czy Pieśń Dawida. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki. Ale muszę przyznać, że w trakcie czytania w niektórych momentach nieco mi się nudziło. Akcja dopiero pod koniec zaczęła pędzić, a autorka sprytnie zagrała na moich emocjach, wywołując wiele różnych uczuć. 

Making Faces raczej nie należy do lekkich historii. Została poruszona tematyka wojny, nieuleczalnej choroby, czy chociażby zmagania się z przytłaczającym poczuciem winy i odrzuceniem. Momentami aż skłania do refleksji. To jedna z tych opowieści, nad którymi należy się zatrzymać. I wszystko stopniowo przetrawić. 

Bohaterowie byli całkiem dobrze wykreowani, chociaż nie mogło się obyć bez pewnych schematów Na przykład: poraniony wojownik i brzydkie kaczątko nieświadome swojego wpływu. Ale za to podobało mi się nawiązanie do mitu o Herkulesie, którego Ambrose w rzeczy samej nieco przypominał i tak samo jak on przeszedł naprawdę wiele ciężkich chwil. Od razu polubiłam Fern – nieco cichą dziewczynę z zamiłowani do pisarstwa, od której aż kipiało dobrocią, miłością oraz niewinnością. Najbarwniejszą osobowością mógł poszczycić się Bailey. Mimo, że życie okrutnie się z nim obchodziło, nie przestawał imponować swoją błyskotliwością i zdolnością do zaakceptowania swojego losu. Był swego rodzaju klejem pomiędzy Fern, a Ambrose'm. Poza tym niejednokrotnie potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy. 

„Są takie chwile, Bailey. Kiedy myślisz, że już więcej nie zniesiesz. Ale potem odkrywasz, że jednak dajesz radę. Zawsze dajesz radę. Jesteś twardy. Bierzesz głęboki oddech, zaciskasz mocniej zęby, pokonujesz kolejne przeszkody, aż w końcu wiatr znów zaczyna ci wiać w żagle”. 

Wątek romantyczny był jednym z głównych elementów fabuły. To taka słodko-gorzka relacja, która potrzebowała lat, aby dojrzeć. Piękno kontrastowało z brzydotą, bezinteresowne uczucie z odrzuceniem. Autorka w ciekawy sposób ukazała, jak to jest kochać kogoś z wszystkimi wadami, utraconą nadzieją i głębokimi dziurami ziejącymi w sercu i na duszy. Nie obyło się bez dramatyzmu i gorzkich łez, ale również radosnych uniesień i powoli pojawiającej się wiary. W nowe życie. W lepsze jutro. 

Podsumowując, Making Faces to  fascynująca opowieść i wojnie i miłości. O ludziach złamanych i tych poszukujących nadziei. Nie jest to łatwa książka. Ale momentami daje do myślenia. Może i były nieliczne fragmenty, które troszkę mnie nużyły, ale oceniam ją jak najbardziej na plus. Myślę, że powinna spodobać się fanom new adult i każdemu, kto szuka czegoś bardziej ambitniejszego. Może nie jest perfekcyjna, ale zdecydowanie coś w sobie ma. Tak samo jest z ludzkim pięknem, prawda? 

„Zawsze zadziwia mnie to, że ludzie pojawiają się w naszym życiu dokładnie wtedy, gdy ich potrzebujemy”.

Moja ocena: 8/10
Za możliwość poznania losów grupki przyjaciół dziękuję wydawnictwu Editio

16 komentarzy :

  1. „Czasem trudno jest się pogodzić z tym, że nigdy nie będziemy kochani tak, jak byśmy tego chcieli”. - przecudowny cytat! I taki prawdziwy... choć z drugiej strony, kiedy dajemy od siebie miłość, mamy większe szanse na otrzymanie jej w równie wielkiej formie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, szanse są, ale to niestety nie zawsze wychodzi :)

      Usuń
  2. CUDOWNY szablon! <3
    Aż mi wstyd się przyznać, ale jak na razie nie przeczytałam ani jednej książki Amy Harmon. Mimo iż ich opisy bardzo mnie interesują i zauważam jedynie pozytywne opinie, to zawsze znajdzie się jakaś książka, którą muszę przeczytać najpierw. Najwyższy czas to zmienić. :)
    Pozdrawiam!

    czytamogladampisze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie najwyższy czas :) Warto sięgnąć po twórczość tej autorki :)

      Usuń
  3. Dla mnie ta książka to majstersztyk. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam już o tej książce, bardzo chciałabym ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Making faces to wyjątkowa historia, która mnie urzekła. Jest to najlepsza książka tej autorki, jaką dotąd przeczytalam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi chyba bardziej podobało się "Prawo Mojżesza" :)

      Usuń
  6. Słyszałam o tej książcę. Jej fabuła wydaje się ciekawa być może po nią sięgnę.

    https://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś czuję, że czytaniu tej książki mogłyby mi towarzyszyć niemałe emocje... już nawet nad samym opisem i recenzją jakie przedstawiłaś niemalże uroniłam łezkę poruszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam trzy książki Amy Harmon i każda zrobiła na mnie wrażenie innego rodzaju. Uwielbiam jej powieści i cenię je sobie. Potrafią grać na emocjach :)

    OdpowiedzUsuń


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka