czwartek, 9 lutego 2017

[191] Dzień dobry, północy – Lily Brooks-Dalton

Samotność to niewdzięczne uczucie. Im bardziej pragnie się od niej uciec, tym mocniej przygniata, zabijając tlącą się jeszcze nadzieję. Wywołuje poczucie niespełnienia. Tak silne, że nie jest się w stanie tego znieść. W takiej chwili potrzeby jest ktoś, kto wspomoże dobrym słowem, pocieszy, przytuli. Tylko co, jeśli nie ma takiej osoby w zasięgu ręki? Co w chwili, gdy pozostała jedynie bezgraniczna pustka? 

Augustine od lat bada gwiazdy. Ale gdy obserwatorium zostaje objęte przymusową ewakuacją, on odmawia wyjazdu, czekając na nadejście nocy polarnej. Natomiast Sully jest astronautką. Jej pojazd kosmiczny zbliżą się do Ziemi, ale cała załoga traci łączność z centrum kontroli lotów. Wtedy dociera do niej, że prawdopodobnie nigdy nie wróci do domu... Jak każde z nich poradzi sobie z samotnością?

„Badamy wszechświat, żeby wiedzieć; jednak w końcu naprawdę dowiadujemy się jedynie tego, że wszystko się kończy... Istnieje tylko czas i śmierć. To trudne, kiedy nam się o tym przypomina... Ale trudniejsze jest zapominanie”.

Do tej książki przyciągnął mnie motyw gwiazd. Sama uwielbiam na nie spoglądać i gdy dowiedziałam się, że bohaterowie podzielają moją pasję, z wielką chęcią zabrałam się za Dzień dobry, północy. Poza tym, to wydanie było takie śliczne, że nie mogłam oderwać oczu od błyszczącej okładki. 

Główni bohaterzy to dwoje samotników. Ich losy w pewien sposób się splatały. Jednak przede wszystkim łączyło ich zamiłowanie do wszechświata i wiele, nie zawsze dobrych decyzji, które doprowadziły ich do punktu, w którym w tamtej chwili się znajdowali. Mimo, że dzielił ich wiek i miliardy kilometrów, odniosłam wrażenie, że ich dusze były do siebie niezwykle podobne. 

Augustine był u schyłku życia. W jego teraźniejszość zostały wplecione zdarzenia z przeszłości. Ogromny wpływ na niego miała również malutka Iris, która sprawiała, że wreszcie zaczął odczuwać to, przed czym wzbraniał się całe swoje życie. Jeśli chodzi o Sully, to momentami sprawiała wrażenie wyobcowanej. Dzielnie zmagała się z dręczącymi ją emocjami, a szczególnie żalem i tęsknotą. Miała silną osobowość, jak przystało na astronautkę – ale czasami na jej barkach znajdował się zbyt duży ciężar, nawet jak na nią... 

„Chciał cieszyć się z życia, z obserwacji. I tak robił: uczył się, że miłość kryje się w wirze nieprzyjemnych emocji, stanowi niewidzialny, nieosiągalny środek czarnej dziury. Jest nieracjonalna i nieprzewidywalna”.

Autorka poruszyła kilka istotnych tematów wartych przemyślenia. Pojawiła się walka z przejmującą samotnością, tęsknotą za miłością i najbliższymi, czy po prostu tym, co dawno utracone. Zakończenie nieco wyprowadziło mnie z równowagi. Odkryłam prawdę i w jednej chwili wszystkie elementy układanki weszły na swoje miejsce.

Podsumowując, Dzień dobry, północy to opowieść o radzeniu sobie z samotnością i własną przeszłością. To obyczajówka o dwojgu ludzi, których łączyła miłość do gwiazd, a dzieliło niemal wszystko. Czy na biegunie, czy w kosmosie... Każde na swój sposób walczyło o własne przetrwanie i zmagało się z przeciwnościami losu. Całkiem przyjemnie czytało mi się tę książkę, ale momentami nieco mi się dłużyła, szczególnie, że pojawiało się bardzo dużo opisów. To coś dla osób, które w natłoku codziennych spraw chcą się zatrzymać i przemyśleć nieco swoje życie.

Moja ocena: 6/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Czarna Owca

11 komentarzy :

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc dlaczego 6/10? Co jej brakowało? Nie widzę, żebyś wymieniła chociaż jedną wadę, a np. w mojej skali oceniania jest duża różnica pomięzy 7 a 6. Edit: No i zapomniałam napisać. Książkę niedawno kupiłam i w sumie nie oczekuję po niej wiele... mam nadzieję, że będzie taka powolna, sentymentalna... takie też lubię od czasu do czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o to, że nie miała tej iskry, a opisy były nieco przydługie. Oczekiwałam od niej nieco więcej niż dostałam, a okazała się najzwyklejsza pod słońcem. I opis był nieco mylący.
      Ale skoro twierdzisz, że lubisz takie powolne powieści, to może Tobie bardziej się spodoba. Mnóstwo w niej refleksji :)

      Usuń
    2. Nie ma zbyt wielu wad, ale... po prostu do mnie nie trafiła. Zwykle starannie dobieram sobię lekturę, a ta okazała się troszkę niewypałem. Jak już wcześniej wspomniałam, spodziewałam po opisie wydawcy czegoś innego...

      Usuń
    3. Ja to całkowicie rozumiem, tylko mnie zastanawia, czemu nie ma o tym ani słowa w recenzji :) I mam nadzieję, że mi się spodoba!

      Usuń
    4. Jest już w recenzji, poprawiłam ją :)

      Usuń
  3. Może się skusze, ale wielkich zapałów nie widzę. Średnio fabuła mnie zainteresowała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mnie akurat bardzo się spodobała, trafiła w mój gust i nastrój idealnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi ciekawie. Jeśli będę mieć szczęście to odnajdę w bibliotece i przeczytam.

    OdpowiedzUsuń


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka