Tytuł: Mechaniczna księżniczka
Tytuł oryginału: Clockwork Princess
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 544
|
Czasem trafia się na książkę, która jest idealna w każdym calu i piękna aż do bólu. Książkę, przy której jednocześnie płaczesz i się śmiejesz. Książkę, która tak zawładnie twoim sercem, że nie będziesz mógł zapomnieć zapisanej na jej kartkach opowieści. Kiedyś w jednej opinii ktoś napisał, że ta powieść zostawi mnie płaczącą na podłodze przez tydzień. I ta osoba miała całkowitą rację. To jedna z takich, które zostawiają czytelnika całego we łzach i ze złamanym sercem, błagającego o więcej...
Tessa wreszcie zaczęła układać sobie życie. Zaręczyła się i wkrótce ma wyjść za mąż. Zapowiada się naprawdę dobrze, ale jest jeden haczyk. Wszyscy Nocni Łowcy mogą już wtedy nie istnieć. Mortmain wciąż tworzy swoje bezlitosne maszyny, żeby zniszczyć całą rasę Nefilim. Aby jego plan się powiódł, potrzebuje tylko jednego elementu: Tessy Gray. Zamierza użyć jej jako broni. Mieszkańcy Instytutu Londyńskiego z Charlotte Branwell na czele starają się znaleźć go za wszelką cenę, nim będzie za późno. Gdy Mistrz porywa Tessę, Will i Jem są zdolni do wszystkiego, by tylko ją odzyskać. Jednak nie tylko jej grozi śmierć. Jem praktycznie stoi na granicy życia i śmierci, a jego przyjaciele wciąż nie zdołali odnaleźć leku. Czy w obliczu nieuchronnego końca jest szansa na uratowanie? Czy Nocni Łowcy przetrwają?
"Ave atque vale, pomyślał Will. Witaj i żegnaj. Wcześniej nie poświęcał zbytniej uwagi tym słowom, nigdy się nie zastanawiał, dlaczego są nie tylko pożegnaniem, ale również powitaniem. Każde spotkanie prowadzi do rozstania i tak się wszystko toczy, póki życie jest śmiertelne. W każdym spotkaniu jest trochę smutku rozstania, ale w każdym rozstaniu jest również trochę radości z następnego spotkania."
Po raz ostatni miałam szansę na spotkanie z Willem, Tessą, Jemem i Nocnymi Łowcami żyjącymi w XIX wieku. I szczerze powiedziawszy, to nie wiem, co teraz ze sobą zrobić. Po przeczytaniu miałam tysiące różnych myśli, a potem przyszło to okropne uczucie pustki. To już koniec i bardzo ciężko przyjąć mi to do świadomości. Żyłam tą historią, a teraz, gdy przyszło mi się pożegnać... po prostu nie mogę. Przy tej książce doświadczyłam wielu, czasem nawet skrajnych emocji. Śmiałam się, płakałam, a także użalałam się nad losem bohaterów. Cała gama różnych emocji, które wywołało u mnie dzieło Cassandry Clare. Rzadko się zdarza, żebym przeżywała tak bardzo jakąś opowieść, ale ta najwidoczniej jest wyjątkowa. Prawdziwa perełka w literaturze.
Autorka ma smykałkę do tworzenia barwnych bohaterów, którzy zapadają w pamięć. Nie sposób ichnie pokochać. A potem celowo rzuca im pod nogi tyle kłód, ile się tylko da, żeby... No właśnie. Aby wzbudzić w czytelniku jak najwięcej emocji. Urzekła mnie ich naturalność. Zupełnie jakby zostali wyrwani ze zwykłego świata i umieszczeni na kartkach książki. Może się to wydawać nieco dziwne, ale ja naprawdę miałam takie wrażenie.
W tej trylogii spotkałam wiele naprawdę interesujących osób, takich jak Magnus, Tessa, czy Jem. Ale najbardziej będę pamiętać Willa. To najlepsza postać, jaką autorka kiedykolwiek stworzyła, nawet bohaterowie z Darów Anioła się z nim nie równają. Podziwiam jego poświęcenie dla innych, a zwłaszcza dla swojego parabatai. Był zdolny do oddania własnego szczęścia na rzecz kogoś innego. To jest dopiero sztuka! Po prostu chłopak o wielu zaskakujących twarzach.
Wydawałoby się, że w takim bałaganie, że tak to ujmę, trójkąt miłosny nie będzie miał szczęśliwego rozwiązania. Ale jednak Cassandra Clare wymyśliła bardzo ciekawe rozwiązanie i jakimś cudem udało jej się z tego wybrnąć. Szczerze powiedziawszy, to nigdy w życiu bym się tego nie domyśliła i byłam zaskoczona takim obrotem spraw.
"Każdy potrzebuje lustra, by zobaczyć w nim swoje lepsze ja. Taki lustrem są oczy tych, którzy nas kochają. A czasami najpiękniejsze jest to, co krótkotrwałe."
Świat wykreowany przez autorkę wciąż czarował. Jeśli do XIX-wiecznej Anglii doda się Nocnych Łowców, miłość i jakąś intrygę, to może wyjść coś wspaniałego. Mimo, że nie jestem fanką książek, które swoją fabułę mają daleko w przeszłości, to tą pokochałam całym sercem. Nigdy nawet nie przypuszczałam, że tak bardzo polubię rzeczywistość, w której ludzie na co dzień poruszają się wozami i nie wiedzą, czym jest samochód. Prawie nie czułam różnicy pomiędzy tymi jakże odmiennymi światami - naszym i tym za czasów królowej Wiktorii. Akcja pędziła jak szalona, wprost nie mogłam się oderwać. Autorka wciąż budowała napięcie, zaskakiwała wieloma niespodziewanymi zdarzeniami - po prostu nie dało się przy niej nudzić. Bardzo sprytnie sobie to wszystko obmyśliła i jestem pod dużym wrażeniem.
Mechaniczna księżniczka to idealne zakończenie trylogii. Nie braknie w niej zaskakujących zwrotów akcji, wielowymiarowych bohaterów i szokujących odkryć. Książka wywołuje wiele emocji, od śmiechu aż po płacz. Muszę przyznać, że bardzo ciężko było mi się pożegnać z tym światem. I wciąż nie chce mi się wierzyć, że to już koniec. Ale jedno jest pewne: Wiele wyniosłam z tej historii. Zmieniła moje poglądy na wiele spraw, pokazała prawdziwe poświęcenie i bezwarunkową miłość. Pokochałam bohaterów i jestem pewna, że jeszcze kiedyś do nich powrócę. Diabelskich maszyn nie da się tak po prostu zapomnieć. Nie pozostaje mi już nic, jak powiedzieć tylko to: Ave atque vale. Witaj i żegnaj...
"Życie to książka i są w niej tysiące stron, których jeszcze nie przeczytałem. Przeczytam je razem z tobą, ile się da, zanim umrę..."
Moja ocena: 10/10
Czytalam tą serie dawno dawno temu. Miałam 12 lat? Jakoś tak. Do dzisiaj mam w pamieci wszystkie cześci, choć nie wiem juz dokładnie o co w nich chodziło. Wiem, że wolałam Jema :D Wiem także, że na końcu chciało mi sie płakać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
To ja jestem team Will :)
UsuńNie pamiętam chyba takiej sytuacji, żeby ta seria komuś nie przypadła do gustu. Myślę, że kiedyś w końcu po nią sięgnę i wyrobie sobie własne zdanie na jej temat :)
OdpowiedzUsuńCzytałam 2 pierwsze części "Miasta kości" tej autorki. Najpierw chcę skończyć tę serię, ale niewykluczone, że potem rozpocznę tę.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: http://chcecosznaczyc.blogspot.com/
Polecam raczej przeczytać najpierw "Diableskie maszyny", bo jest trochę powiązań między tymi dwiema seriami, a w "Mieście niebiańskiego ognia" podobno jest dużo powiązań z DM.
UsuńPozdrawiam :)
Kocham całym sercem. Moje odczucie po lekturze były takie same jak Twoje. Czytałam ją jakoś rok temu, więc czas to sobie odświeżyć. W moim odczuciu również 10/10. <333 No i Will... *.*
OdpowiedzUsuńRyczałam, czytając tę książkę. Najpierw przeczytałam Dary Anioła, ale to w Diabelskich Maszynach się zakochałam. Naprawdę niesamowita trylogia!
OdpowiedzUsuńJezu, kocham tą serię. Tak jak Dary Anioła i Kroniki. Cassandra Clare to jedyna autorka która sprawiła że tak ryczałam... Nienawidzę jej i uwielbiam.
OdpowiedzUsuńI... Cóż, nie jestem fanką Willa. Bardziej Jem'a... I oczywiście Magnusa! Kto by nie kochał naszego wybrokatowanego czarownika? :D
Słyszałam o tej serii, ale okładki są jakieś takie... tandetne? I trochę się obawiam, że tak też będzie w środku... No, ale może kiedyś się jednak skuszę :)
OdpowiedzUsuńpo przeczytaniu twojej recenzji mam ochotę rzucić wszystkie czytane teraz książki i sięgnąć po raz drugi po DM. ;P
OdpowiedzUsuńczytaniewekrwii.blogspot.com
Póki co przeczytałam pierwszą część, ale niedługo mam zamiar sięgnąć po kolejne. Na początku trochę opornie mi szło czytanie "Mechanicznego Anioła", ale potem nie mogłam się oderwać. Zdecydowanie sięgnę po następny tom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
raven-recenzje.blogspot.com
Uwielbiam Clare i jej książki, także Diabelskie Maszyny były wspaniałe. Ostatni tom jest zdecydowanie najlepszy :) Ciekawie jest też w szóstej części DA, kiedy te dwie serie się trochę skonfrontowały ;)
OdpowiedzUsuńJakoś niespecjalnie mnie do tej serii ciągnie.
OdpowiedzUsuńMam na półce całą trylogię ale na razie przeczytałam tylko 1 część :<
OdpowiedzUsuń