Płomienie ogrzewają. Przynoszą ciepło. Pomagają rozproszyć wszechobecną ciemność. Ale potrafią także zabijać. Palić żywcem i nie pozostawiać po sobie niczego prócz popiołów. Są piękne, oszałamiające, intensywne, ale również śmiertelnie niebezpieczne. W końcu to ogień, prawda? Bardzo ciężko go okiełznać, a przy tym nigdy nie wiadomo co się stanie. Może i płonie jasno jak słońce, ale czy na pewno nie zgaśnie pochłonięty przez mrok?
Erawan ciągle rośnie w siłę i szykuje się do zawładnięcia światem. Czy Aelin zdoła go powstrzymać? Młoda królowa wciąż uczy panować się nad ogniem płynącym w jej żyłach. Ale nawet ona i jej wierny dwór nie są w stanie pokonać króla Valgów. Władczyni wyrusza na poszukiwanie sprzymierzeńców, którzy staną po jej stronie na wojnie. Kto do niej dołączy? Jaka będzie cena za uwolnienie się od mroku?
„To wcale nie takie trudne. Wiesz, oddawanie życia za przyjaciół”.
Po tym, co działo się w Królowej Cieni, nie mogłam czekać ani chwili, by poznać dalsze losy Aelin i jej dworu. Obawiałam się nieco, że Sarah J. Maas będzie chciała poznęcać się trochę nad czytelnikami... I moje przypuszczenia się spełniły. Ciężko było mi się pozbierać po zakończeniu, ale z drugiej strony przeżywam deja vu. Po raz kolejny zastosowała zagranie rozgrywające serce. Znam to już z Dworu mgieł i furii. Jak można aż tak grać na emocjach?
Wystarczyły mi zaledwie dwa dni, aby pochłonąć tę dość pokaźnych rozmiarów cegiełkę. Ile tam było akcji, ile magii i wałki! A brakło mi słów, by to wszystko opisać. Dawno tak świetnie się nie bawiłam. Uwielbiam ten niepokojący i niezwykle klimatyczny świat wypełniony istotami, o których nawet się nie śniło. Wiedźmy, nieśmiertelni Fae, Valgowie i wiele innych. Przepadłam. Maas znowu pochwyciła mnie w swoje sidła.
Jestem pod wrażeniem kreacji bohaterów. Pojawiło się ich całkiem sporo, ale każdy z nich został dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Aelin ciągle zaskakiwała i nie grzeszyła chęcią skopania tyłka każdemu, kto na to zasłużył. To jedna z najlepszych postaci, jakie znam. Wreszcie w pełni przekonałam się do Rowana i zaczęłam go uwielbiać. Na dodatek Manon i Dorian kompletnie mnie rozbrajali swoim zachowaniem. Nowym odkryciem okazała się Elide, która wreszcie dostała większą rolę w fabule. Każde z nich było ze sobą sprytnie powiązane, że nawet bym tego we wcześniejszych tomach nie przewidziała.
„Zadała sobie w myślach pytanie, czy można kochać tak bardzo, by od tego umrzeć. Czy można kochać tak, by czas, odległość i śmierć przestały mieć znaczenie”.
Nareszcie znalazło się więcej miejsca na wątek romantyczny, który okazał się całkiem miłym uzupełnieniem. Cóż tam się działo! Kły, usta i inne części ciała poszły w ruch. Z zaintrygowaniem śledziłam, jak wspólne przeżycia zbliżały kolejno niektóre osoby do siebie. Autorka dostarczyła mi mnóstwo satysfakcji, uśmiechu i zaskoczeń. Nie można było narzekać na brak miłości.
Podsumowując, Imperium Burz to istna bomba emocjonalna. Jest po krańce stron wypełniona wartką akcją i magią. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Ta recenzja może wydawać się nieco chaotyczna, ale wciąż się zbieram. Ostatnie rozdziały to było takie: Nie, Maas nie rób mi tego po raz kolejny! Nie kończ tak tej książki! Nie wiem, jak ja wytrwam do premiery kolejnego tomu, to był cios poniżej pasa. Jeśli ktoś jeszcze nie zna tej serii, to namawiam (a nawet rozkazuję!) do przeczytania. Z pewnością zachwyci każdego fana fantastyki. Bo kto potrafiłby oprzeć się Aelin, Rowanowi, czy Dorianowi?
„Myślę, że miłość powinna uszczęśliwiać. Miłość powinna prowadzić do tego, że stajesz się kimś możliwie najlepszym”.
Moja ocena: 10/10
Za możliwość poznania dalszych losów Aelin dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
Czy to jakaś fala na czytanie książek z tej serii? Przed chwilą również komentowałam recenzję z Imperium Burz. Muszę chyba sięgnąć po pierwszy tom, bo ta seria mnie prześladuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
To, że cię prześladuje, to znak, że musisz przeczytać :) Ta seria jest genialna!
UsuńTyle zachwytów nad tą serią, a ja wciąż nie mogę się przekonać. Coś czuję, że warto się jednak przełamać :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto!
UsuńNie słyszałem o tym, ale na pewno będę musiał się zainteresować ☺
OdpowiedzUsuńNie słyszałem o tym, ale na pewno będę musiał się zainteresować ☺
OdpowiedzUsuńTak! Maas to mistrzyni w swoim gatunku :)
UsuńJeśli dobrze rozumiem, to kolejna częśc jakiegoś cyklu? Widzę tę okładkę nie po raz pierwszy, ale kojarzy mi się nieodłącznie z grami komputerowymi. Taką literaturę trzeba lubić, również po to, żeby przebrnąć przez te 800 stron... jednej części. :P Ja raczej po nią nie sięgnę, ale fanom gatunku z pewnością się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńTo 5 tom "Szklanego tronu". O dziwo czytało się szybko, nawet jak na te 800 stron :D
UsuńTa książka była największą radością kwietnia, ale po jej przeczytaniu nastąpiła najgorsza depresja! Świetna recenzja, zapraszam do siebie : http://iskraczyta.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZgadzam się! :D Co ta Maas robi z czytelnikami :D
UsuńPrzeczytałam jedynie podsumowanie, bojąc się spoilerów do poprzednich tomów, bo jestem przed 3 częścią i mam nadzieję, że w maju uda mi się za nią zabrać! Ale juz czuję, że ta seria będzie genialna!
OdpowiedzUsuńCała seria jest wspaniała! Ale mi 3 tom najmniej się podobał :)
UsuńMuszę w końcu ruszyć z drugim tomem. ;D
OdpowiedzUsuńDrugi tom jest o wiele lepszy od pierwszego :)
Usuń